Pojechaliśmy niedawno ze znajomymi na biwak. Była nas czwórka, pojechalismy moim samochodem nad jezioro. Planowaliśmy nasz wypad już od dłuższego czasu. Byliśmy zachwyceni, że w końcu udało nam się razem zorganizować wspólną wycieczkę. Gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że jeden z naszych kompanów -Adam, pracował niedaleko tego miejsca w przedsiębiorstwie składy węgla Wałcz. Wzięło go na sentymenty i zaczął nam trochę opowiadac o swej pracy. Był tam kierowcą i codziennie rozwoził węgiel po całym powiecie. Szczerze mówiąc nie wiedziałem, że posiadał prawko kategorii C. Po rozpakowaniu rzeczy i rozbiciu namiotu zaczęliśmy sobie wesoło popijać piwko. Adam wyjął gitarę i razem śpiewaliśmy do nocy wszelkiego typu harcerskie pieśni.
Około północy zaczął ktoś w nas świecić latarką. Światło dochodziło właśnie od skład węgla Wałcz. Widocznie komuś przeszkadzało nasze nocne śpiewanie. Możliwe, że byliśmy bardzo głośno, wypiliśmy sporo piw, a Adam uwielbia bardzo energicznie grać na gitarze. Po chwili podszedł do nas ochroniarz, okazał nam swoją wizytówkę – Jerzy Stączek, ochroniarz firmy składy węgla Wałcz. Poinformował nas, że jesteśmy bardzo głośno i należy zachować ciszę, bo pobliskim lesie mieszka sporo dzikiej zwierzyny. Powiedział nam również byśmy nie zaśmiecali lasu, bo ostatnio często to się tutaj zdarza. Następnie oddalił się od nas. Dopiliśmy w ciszy nasze piwa i poszliśmy spać. Następnym razem chyba wybierzemy inne miejsce na biwak. Możliwe, że udamy się gdzieś nad morze.